Konstantego Ildefons Gałczyński zmarł w wieku 48 lat. Z tego prawie dwa i pół roku spędził w Wilnie. Chociaż różnie tu się układało, w sumie był to szczęśliwy czas.
Drukował wiersze w prasie, pisał cotygodniowy felieton do Wileńskiej Rozgłośni Polskiego Radia, bywał na Środach Literackich w Celi Konrada. Wokół – wspaniali ludzie: Czesław Miłosz, Witold Hulewicz, Stanisław Lorentz, Ferdynand Ruszczyc, Stanisław Mackiewicz-Cat…Wspominając te nazwiska warto, przynajmniej na jeden moment, zastanowić się, czym było Wilno w krótkim okresie międzywojnia, i czym mogłoby być, gdyby nie kataklizm, który nastąpił we wrześniu 1939 roku. Szczęście w Wilnie – wielkie szczęście: narodziny jedynej córki Kiry: „Kira, moja mała córeczka,/ Kira, moja smagła córeczka”.
Udajmy się na wędrówkę zaledwie niektórymi wileńskimi śladami Konstantego Ildefonsa. Pomocne w tym są przepiękne książki autorstwa jego córki Kiry Gałczyńskiej pt. „Srebrna Natalia” i „Mój anioł ma skrzydło zielone” oraz wiersze Poety. Kira – o oczach jak wiśnie, urodę odziedziczyła po swym przystojnym kaukaskim dziadku (ojcu Natalii) Konstantym Awaliszwili – potomku gruzińskiego książęcego rodu, którego losy sprowadziły do Polski – przysłała tomy z dedykacjami: „Drogim Halinie i Jurkowi tę ważną dla mnie opowieść o najbardziej niezwykłej kobiecie – z tkliwą czułością Kira G. Gwiazdka 2006 r.” i „Halince i Jurkowi z pocałunkiem i serdecznością wileńską Kira wrzesień 2009 Warszawa”. A zatem, przenieśmy się razem z Konstantym i Natalią do Wilna lat trzydziestych ubiegłego wieku.
Na Młynowej
Natalia: „Kot (tak zwali Poetę najbliżsi - przyp. autorki) mówił, że w sanatorium ciągle myślał o tym, żeby zamieszkać na prowincji. A Wilno go bardzo nęci. Jest piękne i ciche, a koszty utrzymania będą dwa razy niższe, że tam dopiero znajdzie upragniony spokój do pracy (…) czułam, że trzeba zaufać jego instynktowi. Mówił, że pojedzie sam, znajdzie mieszkanie i dopiero wtedy mnie sprowadzi…”. W Wilnie wszystko poszło mu łatwo. Znalazł przyjemne mieszkanie w domu należącym kiedyś do klasztory sióstr bernardynek zarzecznych na Młynowej (Malunu) 3. Stąd do srebrnej Natalii „zaczęła się ulewa listów i depesz” – „zaproszenia do podróży”. Kiedy napisał: „Czy już zapomniałaś, że musimy mieć córkę podobną do ciebie, z oczami jak wiśnie?”, zdecydowała się. Wyjechała do Wilna 15 marca 1934 r. Było zimno. K.I.G. spotkał ją na dworcu. Natalia wspomina: „Dorożka zatrzymała się za mostem. Minęliśmy bramę w grubym „murze pobernardyńskim”, ogród, zaśnieżone jabłonie i stanęliśmy przed domem zasypanym śniegiem jak na gwiazdkowej pocztówce. I tak weszłam w to Wilno zaciszne, kojące, dobre, chyba tak dobre, jak żadne inne miasto”.
Wędrówki po mieście
Okolice Zarzecza, Starówka, Śródmieście, Zwierzyniec… „Idę po kołacz do „Turana” (piekarnia, mieszcząca się w pałacu Honestich na Zarzeczu – przyp. autorki). W tym barokowym, cerkiewnym, łacińskim, tatarskim Wilnie sprzedają kołacze. Cała feeria słowiańska tkwi w słodkim słowie „kołacz”... Przyciąga Poetę ulica Niemiecka (Vokieciu): „zdradziecka i zbójecka”. Nie ma dziś tej Niemieckiej, po której chadzał. Została spalona podczas ostatniej wojny. Pozostały resztki prawostronnej, jeśli iść od Trockiej. Czy mógł przypuszczać, że tak się stanie, gdy w 1935 r. pisał: „Od lat na Niemieckiej ulicy/ kuśnierze i pasamonnicy/ żal czują, lęk i wstyd:/ Bo ciągle malarscy mistrze/ malują: „Ceny najniższe!”/ lecz nie kupuje nikt./ „Spal, Jahwe, Niemiecką ulicę!/ co pójdę sprzedawać? Chmury z księżycem?”.
Proroctwo, bo jak inaczej? W tymże 1935 napisał: „Żydzi z ulicy Gaona, ze Szklanej, z Mylnej, z Podwójnej/ żyją z NAPRAWY LALEK i ZALEWANIA KALOSZY,/ okiem czerwonym jak koral szukają znaków na chmurach,/ smażą śledzie i wierzą w nadejście Goga-Magoga”. Nadszedł rzeczywiście. Za kilka zaledwie lat znajdą się w Wilnie spadkobiercy Goga i Magoga - narodów zwiedzionych przez szatana, najeźdźców. Będą to żołdacy z niemieckiego Sonderkommando i ich pomagierzy z litewskiego Ypatingas Burys. Dzieła spustoszenia dokończą NKWD i komuniści.
Oczywiście, Poeta nie omijał najmodniejszych kawiarni. U Rudnickiego na Mickiewicza 1 (teraz Gedimino, poeta nazywał tę kawiarnię: Cafe de la Rotonde) toczyły się dyskusje słowne, czasem kończące się pojedynkami na szable. Z pobliskiej „Lutni” pędzili codziennie podczas przerwy artyści na południową kawę. Na Zamkowej (ul. Pilies, lokal zabrany został i włączony w skład tzw. Domu Sygnatariuszy): „U Sztralla (vis-a-vis Poczty) schodzą się professores:/Dembiński, Ivo Jaworski, Manfred Kridl, Srebrny ateńczyk;/ i nad stolikiem struchlałym, nad drżącą szklanką pół czarnej/ przechodzą cytaty z „Fausta” niczym „Oddziały Szturmowe”.
Radio i Cela
Zaprosił Poetę do Wileńskiej Rozgłośni Polskiego Radia jej współpracownik aktor i reżyser, Tadeusz Byrski. Słuchacze z mety się przekonali, że K.I.G. wszystko, czego dotknie, potrafi zamienić w poezję. Czytał swoje wiersze, a wkrótce zaczął prowadzić satyryczną audycję o nazwie „Kwadrans dla ponurych”. Jeden z felietonów nosił nazwę „Cudotwórca z Mejszagoły”. W owym czasie z Wileńską Rozgłośnią PR, która mieściła się na Witoldowej 21 (obecnie Liubarto g. 2, tuż za mostem o tej samej nazwie) współpracowało wiele wybitnych osobistości, a dyrektorem programowym był Witold Hulewicz. Przed kilku laty na gmachu ze sporą pompą została odsłonięta najdziwniejsza bodaj w Wilnie tablica pamiątkowa z tekstem częściowo litewskim, częściowo polskim. Ponadto „upamiętnienie” zainstalowano w takim miejscu, że jest prawie niewidoczne. Być może zgodnie z sentencją: „Służ Bogu, a diabła nie gniewaj”…
Obecność K.I.G. na Środach Literackich w Celi Konrada na Ostrobramskiej 9 (Aušros Vartų) zawsze była wydarzeniem. Po jednej z nich wileńska „Gazeta Narodowa” odnotowała: „Zachwycił nas Gałczyński – liryk, a teraz biczował i drwił Gałczyński – satyryk i „opozycjonista”. Znudzona publika naszych Śród ożywiła się. Odczuwało się ścisły kontakt z autorem. Liczne brawa i żądanie bisów „zamęczyły” i nie puszczały poety od stolika”. Podczas dyskusji młodych poetów na temat „Czym jest dla nas Mickiewicz?”:„Gałczyński uśmiechający się przekornie budził niepokój, co powie przed mikrofonem…Zaczął tymi słowy: „ Dla mnie Mickiewicz jest świątynią…”. Napisze potem: „Magia słów: Rzeczywiście jest zmierzch wieczorny nad Wilnem. Powinienem zapalić lampę, ale jakoś – nie chce się. Otwieram okno na tę cudowną jesień 1934… „Balladami i romansami” pachnie…Po tych ulicach chodził…Przystawał…Zamyślał się…Ucho natężam ciekawie…Chłopak kędziorny. Tu w Wilnie nad jego czułymi wierszami płakali najprostsi. A przecież był poetą „awangardy”. Jakie to dziwne. A jakie proste!”.
Dom na Połockiej
Natalia: „…wynajęłam mieszkanie też na Zarzeczu, na Połockiej, na parterze, od frontu: trzy ogromne pokoje od ulicy i czwarty, mniejszy, z oknem na podwórze…Z małej oszklonej werandy otwierał się widok na dalekie wzgórze z białym klasztorem…” Nie układało się im najlepiej. „Dobrze pamiętam te ciężkie noce w Wilnie przed urodzeniem dziecka, ten niepokój i biedę, czułość i miłość. Zima była bardzo długa i ciągle padał śnieg”. Stany depresyjne Poety, jego choroba, brak pieniędzy. Na szczęście wkrótce zarobił w radiu a Hanka Ordonówna przysłała sporą sumę za napisany w lecie dla niej program. W kwietniu urodziła się Kira.
Natalia: „Wreszcie pewnej sierpniowej nocy, z niezliczoną ilością walizek, z dzieckiem w poduszce i z kotem Andriuszą w koszyku (Salomon w międzyczasie coś zjadł, zachorował i nie dało się go uratować) wylądowaliśmy w Aninie pod Warszawą”.