Ponary, nazywane niegdyś Jagiellonowem – to była spokojna, wypoczynkowa miejscowość położona niedaleko Wilna. Miejsce na spacery i wypoczynek. Obecnie Ponary – to miejsce zbrodni dokonanej głównie nad narodem żydowskim i polskim podczas okupacji niemieckiej. Znajduje się tu Memorial Pamięci.
Ponary
11 lipca 1943 roku była ładna pogoda, na niebie nieco obłoków, wiał lekki wiatr. Mieszkający w Ponarach pod adresem Agrastų 26, wileński dziennikarz Kazimierz Sakowicz zanotował w swoim dzienniku:
„Od lasu jakieś strzały, prawdopodobnie ćwiczenia, bo w lesie stoi jakiś obóz amunicyjny na drodze do wsi Nowosiołki, jest godzina około 4 po południu, strzały trwają godzinę, dwie" 1.
K. Sakowicz mieszkał blisko miejsca kaźni, trzy lata (1941-1943) obserwował egzekucje przez lornetkę ze strychu swego domu i wszystko dokładnie zapisywał: numery rejestracyjne ciężarówek, godziny i dni strzelaniny, rozmawiał z kolejarzami, którzy obsługiwali transport. Z braku papieru, co widział zapisywał na skrawkach gazet, kalendarzy, notatki chował do butelek i zakopywał w ogrodzie z nadzieją, że kiedyś zostaną one znalezione.
Sowieci w lesie ponarskim planowali budowę bazy paliwowej, na zbiorniki paliwa wykopali doły, które przez nazistów zostały wykorzystane na zbiorowe mogiły. Później kopano kolejne, łącząc je ze sobą rowami, którymi skazańcy poruszali się do miejsca kaźni. Siedem olbrzymich dołów o średnicy na powierzchni od 27 do 39 m, a na spodzie około 8 m, głębokości ponad 5 m.
Ludzi ustawiano nad dołami i rozstrzeliwano z ustawionej broni maszynowej. Nie gwarantowało to jednak śmierci wszystkich, a jednocześnie pochłaniało dużą ilość amunicji. Po kilku tygodniach zmodyfikowano sposób mordowania. Przyprowadzano dziesięcioosobowe grupy skazańców rozebranych z wierzchniego ubrania. Musieli stanąć twarzą do jamy, plecami do plutonu egzekucyjnego złożonego z dziesięciu strzelców. Większe dzieci stały w szeregu z dorosłymi, a małe, matki trzymały na rękach. Czasami dla oszczędzania amunicji małe dzieci wrzucano żywcem do dołów.
„<...> w lasach biegali Żydzi – relacjonował Józef Mackiewicz – którzy wyrwali się z kręgu konwoju. Błąkali się pokrwawieni, krwawiąc pod sobą mech czy liście" 2.
Obawiając się wybuchu epidemii, poszczególne warstwy trupów posypywano warstwą wapna, fosforu i ziemi. Zasypywać każdą kolejkę nie było czasu, a po drugie szkoda miejsca grubo zasypywać. „W jamie sterczą nogi bez mięsa, czaszki, oczodoły, resztki ubrań, raczej bielizny i liczne ślady rozkopywania ziemi przez psów i ptaków. „Myszka (suczka) w sierpniu 1943 r., przyciągnęła kiszki, lecz przestraszona rzuciła przed działką Sieniucia. Dzieci położyły je na płocie Sieniucia" 1.
„Nad jamą stale krążą wrony, kruki, które – widać to wyraźnie – opuszczają się do jamy. Jak widać, nie zasypują jeszcze zamordowanych, jama więc będzie jeszcze potrzebna" 1. W celu wykorzystania maksymalnie miejsca w dołach, wybudowano trampliny, które prowadziły kilkanaście metrów w głąb dołów.
Skazańcom wyrywano złote zęby, koronki nazębne, nie gardzono ubraniami i butami, które były sprzedawane na szosie dla miejskiej ludności. „W czasie trwania akcji w lesie rozlegały się salwy. Z bazy wyszedł szaulis z karabinem i na drodze (był to dzień rynkowy, piątek) zaczął sprzedawać przyniesione damskie ubrania: kilka płaszczy, sukien, śniegowce <...> Gdy jeden z chłopów (Polak Wacław Tankun ze Starego Międzyrzecza) pytał, czy jeszcze będzie sprzedawał, szaulis spytał: czy poczekają, a wybierze Żydówkę <...>, która będzie „podchodziaszcza" dla wieśniaczki (żony)" 1.
Handlarzem rzeczy po zamordowanych był i sąsiad Sakowicza, złodziej z zawodu Piotr Kiejzik. Sakowicz opisuje egzekucję grup młodych Żydówek w sierpniu 1943 roku: „Kiejzik chwalił się przed Hawelówną, że rozebrane do naga wyglądały bardzo ładnie <...> Że Kiejzik mówił prawdę o nagości, świadczy, że na drugi dzień już sprzedawano jedwabne pończochy" 1. Kiejzik skończył źle, gdyż zabierał zegarki trupów, które należały się Niemcom albo Litwinom – wyrostkom po 17-25 lat. Został rozstrzelany z grupą Żydów. Lakierki pann szaulisi również zatrzymywali dla siebie.
Od pewnego czasu, sierpnia 1942 roku Sakowicz miał utrudnienia z ustaleniem dni rozstrzałów, ponieważ zaczęto gruntowniej zasypywać doły, bo smród niesamowity... i ubrań nie wynoszono na szosę, a tylko dostarczano Jankowskiemu. Od Jankowskiego „Rzeczy po ofiarach nabył Rudziński za 5 tys. rubli pożyczonych od Steni Kwiatkowskiej (Sieniuciowej) pod zastaw rzeczy zamordowanych, w tej liczbie płaszcza damskiego". Rudziński chwalił się, że w kieszeni płaszcza zastrzelonej znalazł kamień szlachetny, złotawy od kleju z jednej strony, bo widocznie do czegoś był przyklejony. Na bucikach nadpis „praca ręczna", a kożuch (latem) czarny pokryty suknem szarym. Na takich rzeczach można dobrze zarobić.
1943 rok 2 IV - piątek
„O godz. 12 auto osobowe i ciężarowe, strzały karabinowe (Litwini, bo Niemcy tylko z automatów). Wkrótce 2 auta wracają – koniec mordu. Jankowski poszedł na bazę. Niosą budki ubrania. Strzelano Żydów, dzieci i kobiety.
„4 IV - niedziela. Od godz. 7 do 11 rozstrzelano 49 wagonów, taki bowiem był skład pierwszego pociągu towarowego" 1.
Z jednego wagonu prawie wszyscy rzucili się do ucieczki. „Jedna uciekła do Dolnej, miała przestrzeloną rękę. Koło siebie w rowie widziała zabitych dwoje swoich dzieci, w innej jamie zginął jej mąż. Mackiewicz był świadkiem, jak jeden gestapowiec zabił dziecko uderzając jego głową o drzewo, inny zabił kolbą karabinu. Maszynista nadjeżdżającego pociągu, widząc ludzi na torach zaczął hamować, gestapowiec dał mu znak by jechał. I skład „przejechał po trupach i rannych, krając tułowia, kończyny, głowy”. „Samogon piją kubkami, wszyscy są pijani! Toteż i egzekucje odbywają się na pijanego" 2.
Jesienią 1943 r. w celu ukrycia zbrodni, zaczęto odkopywać i palić zwłoki (zwane przez nazistów „figurami”) ofiar. Odkopane zwłoki układano w stosy, dolna warstwa liczyła trzysta trupów, każda następna o trzydzieści mniej niż poprzednia. Ogółem 12-14 warstw. W jednym stosie około 3-3,5 tysiąca trupów. Stosy oblewano produktami naftowymi, paliły się one po 8-10 godzin. Niespalone koście rozproszkowywano. Części członkom grupy spalaczy udało się uciec, w.g. ich zeznań w Ponarach spalono zwłoki od 54 000 do 68 000 osób w 19-21 stosie.
Jeden ze spalaczy zwłok Icchak Dogiman wspominał, że układając ciała na stosie, rozpoznał swoją rodzinę: mamę, żonę, trzy siostry i dwie krewne. „Żonę rozpoznałem po medalionie, który dałem jej z okazji ślubu. Gdy żona już płonęła w ogniu, udało mi się zdjąć biżuterię z jej szyi. Nasze – jej i moje – zdjęcia portretowe, które znajdowały się wewnątrz medalionu, już zostały strawione przez ogień.”
„Od 1941 do lipca 1944 r. w Ponarach rozstrzelano do 70 000 osób. Absolutną większość ofiar stanowili Żydzi z Wilna i Litwy Wschodniej. W latach 1942–1943 z przyczyn politycznych rozstrzelano tu do 2000 Polaków działających w antynazistowskim ruchu oporu, kilka tysięcy sowieckich żołnierzy, którzy trafili do niewoli Wermachtu, jak również Romów, niepopierających nazistów żołnierzy litewskich oraz innych ofiar sprzeciwiających się reżimowi nazistowskiemu” 3.
Opracowano na podstawie:
1Kazimierz Sakowicz, Dziennik Ponary 1941-1943, 1999 r., Bydgoszcz
2Sławomir Koper i Tomasz Stańczyk, Ostatnie lata polskiego Wilna, 2020 r., Warszawa
3Portal: https://www.paneriumemorialas.lt/